Hebrew Date: 9/8/5784 > Strona główna

12

Maj

Werfel, cyngiel Bermana PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Aktywny w okresie stalinizmu, oddelegowany do działalności w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy (przez kogo?), po zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną w redakcji „Czerwonego Sztandaru", a po ewakuacji do Azji Środkowej wezwano go do Moskwy (kto wezwał?), a w 1944 r. w Lublinie zaangażował się w działalność ideologiczną.

Jacek „Rekontra" Piasecki
Słowa nasze,
nawet co ważniejsze słowo ściera się w użyciu,
jak ubiór co sparciał w poemacie „Włodzimierz lljicz Lenin" pisał Majakowski.

W Wiki doczytuję, że przy opracowa­niu koncepcji i treści wystaw współpraco­wał Jerzy W. Borejsza, syn Jerzego, wnuk Abrahama Goldberga. Czy korzenie są ważne? W latach 1952-1953 studiował w Ka­zaniu, a następnie w latach 1953-1957 na Uniwersytecie Moskiewskim.

Miazga
„Kolaborant rezygnuje z góry zarówno z oporu, jakiż wpływu. Współdziałanie z reżymem takich panów jak Słonimski czy Iwaszkiewicz porównane być może wyłącznie do roli odegranej przez tych nielicznych Żydów, którzy kolaborowali z Gestapo. Słonimscy i Iwaszkiewicze pracują nad tym, by już nigdy w Polsce nie było ani Słonimskich, ani Iwaszkiewiczów. To jest filozofia tych Żydów, którzy pomagali palić W krematoriach innych Żydów w nadziei, że w ten sposób uratują się przed zagładą" - takim porównaniem w artykule„Dramat polskich «klerków»" kolaborację dwóch starych koni Antoniego Słonimskiego (lat 60) oraz Jarosława Iwaszkiewicza (lat 61) osądził Juliusz Mieroszewski. Paryska „Kultura", listopad 1955.

Zabójcze słowa prawdy, miażdżące porównanie, Mieroszewski poczynił je ze względu na dojrzały wiek obydwu pisarzy i to, że i Słonimski, i Iwaszkiewicz kariery zrobili w II Rzeczpospolitej. Ska-mandryci do dorożek byli wnoszeni na rękach.
Mieroszewski pamiętał hołd złożony publicznie Bierutowi przez Słonimskiego w prasie. Wierszem „Portret prezydenta": 1/1/ szkole z ramy portretu, oczy łagodne i czyste Patrzą na młodość twoją. Oddać jej nie chcą zniszczeniu.
Wieków dawnych nie żałuj, lepszych masz dziś gospodarzy!

Roman Werfel był cynglem Bermana, jak niby rzecznik Urban cynglem Jaruzelskiego, lecz potężniejszym. Od 1952 r. do 1959 był redakto­rem naczelnym „Nowych Dróg", a gdy stało się pewne, że Romkowski i Fejgin zostaną areszto­wani, w marcu 1956 r. został na kilka miesięcy redaktorem naczelnym„Trybuny Ludu".

Jakże porównać zdradę społeczeństwa przez klerków, z kolaboracją młodszego o trzydzieści lat pryszczatego Woroszylskiego (rocznik 1927)?
Już w grudniu '56. Słonimski ważył się stanąć na czele pisarzy „opozycyjnych", zostając prezesem odwilżowego ZLP. Dni październikowe są to dni spadania masek i rozpraszania obłudnej mgły - notował stalinowiec Woroszylski.

Mózgi proletariatu “ - -Leży przede mną książka Pawła Machcewicza „Polski rok 1956" (wyd. 1993). We wstępie.czytam, że najsłabiej zostały spenetrowane zjawiska masowe. A wydawca na okładce rozwija myśl, autor przedstawia nieznany dotychczas obraz„odwilży"i Października, i „analizuje zbiorową świadomość społeczną i masowe ruchy społeczne".
Co Machcewicz robi na biurku, gdy obiecałem dalszy ciąg Bermana?
Rozdział„Antysemityzm" otwiera zdanie:„Jednym z problemów, które wraz z kryzysem władzy i stalinowskiego systemu w 1956 r. wypływały na powierzchnię życia społecznego, był antysemityzm". Pedagogika wstydu?
Jakże proroczo, pisząc o Bermanie i badając korzenie„pedagogów wstydu", wspomniałem, że „dokonuję niezwykłych odkryć", i dorzuciłem werflową myśl: „Machcewiczom poumykały".

Werfel, któż zacz?
W Wikipedii natkniemy się na eufemizmy i niedopowiedzenia: aktywny w okresie stalinizmu, oddelegowany do działalności w Komunistycznej Partii Zachodniej Ukrainy (przez kogo?), po zajęciu Lwowa przez Armię Czerwoną w redakcji „Czerwonego Sztandaru" a po ewakuacji do Azji Środkowej wezwano go do Moskwy (kto wezwał?), a w 1944 r. w Lublinie zaangażował się w działalność ideologiczną.„Był współautorem aktów oskarżenia w większości głośnych procesów politycznych okresu stalinizmu m.in. podczas tzw. procesu krakowskiego wobec Jana Rzepeckiego, Stanisława Mierzwy, Franciszka Niepokólczyckiego oraz Kazimierza Pużaka, Stanisława Tatara i biskupa Czesława Kaczmarka"

Machcewiczom poumykały W1950 r. Berman likwidował „Kuźnicę" i „Odrodzenie" i powoływał„Nową Kulturę", na zebraniu Werfel, wskazując palcem na Bratnego, wykrzyknął słynne„ja wam rzucam myśl, a wy go łapcie". Potężnego Bo
rejszy nie-było,„nie wybierał się na spektakl na którym miano obcinać mu głowę".
Werfel był takim cynglem Bermana, jak niby-rzecznik Urban cynglem Jaruzelskiego, lecz potężniejszym.

Od 1952 r. do 1959 był redaktorem naczelnym„Nowych Dróg", a gdy stało się pewne, że Romkowski i Fejgin zostaną aresztowani, w marcu 1956 r. został na kilka miesięcy redaktorem naczelnym „Trybuny Ludu". Śp. Paweł Śpiewak, którego cenię za odwagę, i nie tylko, w 2005 r. wydał świetną książkę „Pamięć po komunizmie". Ale w „Żydokomunie" opisał prasę w czasach stalinizmu. Połowę pracowników powojennej cenzury stanowili żydowscy „towarzysze", połowa pracowników Książki i Wiedzy (Werfel w swoim CV miał także kierowanie KiW-em), wydawnictwa stricte ideologicznego, była złożona z Żydów. Ponoć było to zrozumiałe, gdyż należeli do elity partii pod względem wykształcenia, a „kwestie ideologiczne były dla nich bardziej palące i intrygujące niż dla z pochodzenia polskich chłopów". „Machcewiczom poumykały" czytać należy historykom, setki i tysiące nazwisk, cała komunistyczna e ita, rodzinne klany, a przecież około 70 proc, stanowisk kierowniczych w prasie to żydokomuniści.

Sam Machcewicz powołuje się na prasę, Ryszard Turski i Eligiusz Lasoka pisali„dokonała się nas rewolucja" a Woroszylski nazywał robotników Żerania „putiłowcami" naszej rewolucji. Rewolucja! Nasza!

Gdzie doczytać, że Woroszylski w latach 1952-1956 studiował w Moskwie, a Lasota, red. naczelny„Po prostu" był absolwentem moskiewskiej szkoły komsomolskiej, i że wśród ówczesnych młodych rewizjonistów absolwenci rozmaitych szkół i uczelni radzieckich stanowili niemałą grupę czołową? Bermana„Nowa Kultura" na jedynce Woroszylskiego „Cztery dni, które wstrząsnęły Polską": „Były to ważkie dni - dni spadania masek, polaryzacji postaw, rozpraszania obłudnej mgły, jasnego jak nigdy podziału na zwolenników i wrogów socjalistycznego ludowładztwa. Z po- ~ działu tego wyciągnięto pierwsze wnioski: przywódcy reakcji partyjnej musieli odejść" Bermana z Biura Politycznego KC PZPR usunięto w maju, reakcja partyjna to Natolin, ośrodek wstecznictwa wewnątrz partii i poza nią.
Słowo uzupełnienia o filozofii Żydów. Z„Kultury"z rubryki„Kronika żydowska" wyłuskuję, że organ sekcji francuskiej światowego kongresu żydowskiego chce, aby Kongres zajął stanowisko w sprawie antysemityzmu we wschodnich Niemczech, a także wobec niszczenia kultury żydowskiej w Sowietach. W tym samym duchu było wezwanie wystosowane do prezydenta Eisenhowera przez żydowski PEN-Klub, żydowski Kongres Robotniczy w Ameryce i inne organizacje, domagające się poruszenia na konwencji genewskiej likwidacji przez Sowiety narodu żydowskiego, jego kultury języka i jego pisarzy, ©„antysemityzmie" w Polsce w 1955 r. nikt nie słyszał i nikt nie pisał. A Mieroszewski w 1967 r. był gotów jechać do Izraela i walczyć po jego stronie.

Budowa polskiego wstydu Muzeum II Wojny Światowej nazywano prezentem Tuska dla Merkel, muzeum, w którym polska rola w II wojnie światowej została zminimalizowana, wyeksponowane zostały elementy, które prowadziły do rozpuszczenia odpowiedzialności za wywołanie wojny, w swoich wystawach obniżało wartość polskiego wysiłku w czasach II wojny światowej - mówił wczoraj Kaczyński. „Budowa polskiego wstydu, mikromania narodowa, tak to można określić".
Uzupełnijmy. 1 września 2008 r. Machcewicz objął funkcję głównego doradcy w Gabinecie Politycznym Prezesa Rady Ministrów Donalda Tuska i jednocześnie jego pełnomocnika ds. Muzeum II Wojny Światowej w Gdańsku. W Wiki doczytuję; że przy opracowaniu koncepcji i treści wystaw współpracował Jerzy W. Borejsza, syn Jerzego, wnuk Abrahama Goldberga. — — Czy korzenie są ważne? W latach 1952-1953 studiował w Kazaniu, a następnie w latach 1953— 1957 na Uniwersytecie Moskiewskim. W„Ostaniec, czyli ostatni świadek" doczytuję, że myślał o polonistyce w Warszawie, a w Sowietach na studiach znalazł się przypadkowo.

Szkoły janczarów w ZSRR „W ostatniej chwili zjawił się u nas w domu brat ojca pułkownik Różański i powiedział matce:-Towarzysze z KC sugerują, aby Jurka posłać na studia do ZSRR".
W sierpniu 1952 r. jako siedemnastoletni żółtodziób znalazł się w Kazaniu nad Wołgą na Wydziale Historycznym Uniwersytetu, ale nie był to dowód szczególnej łaski - czytam -„albowiem dzieci zasłużonych towarzyszy z Komitetu Centralnego PZPR pozostały na ogół w Moskwie i Leningradzie". Po roku tajemnicza dłoń ściągnęła go do Moskwy.
Wyznawał:„Tak zaczęła się moja szkoła janczarów. Czy istniał oficjalny plan tworzenia szkoły janczarów? Wątpię". W1952 r.??? Stalin w pełni sił, proces za procesem, czystki, kwestią czasu było, kiedy uzna Polskę za republikę radziecką, a historyk Borejsza, mając na karku osiemdziesiąt lat z okładem, przekonywał: „Wysyłając w latach pięćdziesiątych i później po kilkuset studentów, władze wykazywały się lojalnością wobec wielkiego sojusznika:"! dodawał: „Część wysyłanych widziano jako przyszłe kadry polityczne czy wojskowe Polski Ludowej". Raczej kadry polityczne PSRR, Polskiej Socjalistycznej Republiki Radzieckiej, władające świetnie językiem rosyjskim, po solidnym praniu mózgów w Sowietach. Przerywam w„kolejnej" połowie.

Opracował: Aron Kohn - Hajfa, Izrael

Ostatnio zmieniany w Wtorek, 05 Marzec 2024 09:04
 

28

Kwi

Polityczny gniot Holland PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Nie udawajmy, że to artystyczny film fabularny - to typowa agitka, powtórzmy to, publicystyczna, zrobiona tępym rzemiosłem, bez wyobraźni i subtelnych odcieni w budowaniu sytuacji, wydarzeń, miejsc, czasu i postaci.

Stanisław Srokowski
Dzisiaj już mało kto pamięta głośny niegdyś nurt moralnego niepokoju w polskiej kinematografii. Po okresie socrealizmu był to odświeżający, intrygujący powiew nowości. A socrealizm został w Polsce wprowadzony w 1949 r. pod dyktando Włodzimierza Sokorskiego, wiceministra, a później ministra kultury i sztuki. Zaczęły wtedy powstawać tzw. produkcyjniaki, czyli sztampowe, prymitywne dzieła literackie, plastyczne i filmowe. Jednym z ta kich pierwszych dzieł był słynny, namalowany w 1950 r. obraz Andrzeja Kobzdeja „Podaj cegłę" pokazujący trzech zapracowanych murarzy.

Z filmowej teki możemy natomiast wymienić „Przygodę na Mariensztacie" Leonarda Buczkowskiego, „Karierę" Jana Koechera,„Dwie brygady" Janusza Nesfetera i kolegów, „Żołnierza zwycięstwa"Wandy Jakubowskiej i „Autobus odjeżdża 620"  Jana Rybkowskiego. Obrazów podobnych było znacznie więcej, charakteryzowały się one schematyczną, prostacką fabułą i stawały się propagandowymi, ideologicznymi agitkami. Odnowa w Polsce nastąpiła kilka lat po śmierci Stalina, po 1956 r„ kiedy poczęły powstawać znakomite dzieła literackie, a także plastyczne, teatralne i filmowe. W końcu lat 50. i w latach 60. objawili swój oryginalny talent Tadeusz Kantor i Jerzy Grotowski, jako wielcy reformatorzy teatru, rodziła się także nowa szkoła poetycka, propagująca poezję lingwistyczną, w której po części także miałem swój udział.

Natomiast w latach 70. pojawiło się głośne kino moralnego niepokoju, a w nim ważne i ciekawe filmy K. Zanussiego„Barwy ochronne" „Konstans" i „Kontrakt'; Andrzeja Wajdy„Dyrygent; „Człowiek z marmuru"; Krzysztofa Kieślowskiego „Blizna" i „Spokój"; Feliksa Falka „Nocleg"czy Agnieszki Holland "Niedzielne dzieci" I kilka słów o tym ostatnim filmie. Nie jest to dzieło wybitne, lecz ukazuje w interesującym świetle dramat nieszczęśliwego małżeństwa, które nie może mieć dziecka. Pozostaje adopcja. I wokół tego moralnego problemu toczy się ciekawie zarysowana akcja. Filmy Holland z tamtego i późniejszego okresu zdobywały nagrody na wielu międzynarodowych festiwalach, a reżyserka posiadała dużą umiejętność zagłębiania się w ludzkiej duszy, zaś jej obrazy ujawniały śmiałą wyobraźnię artystyczną i dużą umiejętność kreowania ludzkich tragedii.Tyle że nie wszystkim przypadały one do gustu, zresztą jak cała odnowa w literaturze i sztuce. Miałem okazję wtedy publicznie bronić wolności twórczej, a więc i kina moralnego niepokoju, włącznie z filmem Agnieszki Holland.

W1979 r. odbywała się w Lidzbarku Warmińskim konferencja młodej generacji twórczej, w której brałem też udział. Już tutaj o niej wspominałem. Na spotkaniu tym dwa załgane referaty wygłosili ówcześni bonzowie komunistyczni - Włodzimierz Sokorski i groźny agent bezpieki Kazimierz Koźniewski, redaktor ówczesnej„Polityki" Wystąpiłem wtedy ostro przeciwko kłamstwom i zamordyzmowi obu referentów. Nie wiedziałem jednak, że obok mnie siedzi konfident, który na mnie donosi. No i doczekałem się bolesnych konsekwencji swojego zachowania. 29 września 1979 r. napływa bowiem z Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej w Olsztynie do Naczelnika Wydziału III MO we Wrocławiu, kpt. Jędrzejczaka, groźna wiadomość: „W trwającym w dn. 20 - 22.09.79 r. Ogólnopolskim Forum Literackim pod hasłem «Pisarz a dzień dzisiejszy» w Lidzbarku Warmińskim uczestniczył m.in. z Waszego terenu Stanisław SROKOWSKI. Wymieniony (...) ostro skrytykował przemawiających wcześniej Wł. Sokorskiego i K. Koźniewskiego za ich cyniczny stosunek do młodych twórców. (...). Poza tym t. w. «Maria» siedzący w czasie obrad obok Srokowskiego zauważył, że ma on przygotowane inne przemówienie, które wg relacji źródła było następujące:

«Partyjni Literaci! (...) co innego myślicie, co innego mówicie z trybun i w czasie spotkań, co innego szepczecie w zaciszu domowym (...). I gdzie tutaj (...) uczciwość pisarza, literata, dziennikarza, gdzie wam do tego sumienia narodu (...). Konformistyczni i zakłamani». W innym miejscu pisało «gorzkim obowiązku krzyku, że jest źle, źle, źle, gdzie nie spojrzysz -jeśli masz oczy otwarte jest źle, źle, źle». W innym akapicie było o (...) «wyzwalania się spod cenzury tej prawdziwej i bez przenośni, cenzury, która jak kaganiec władza narzuciła narodowi, twórczości wszelkiej i pisarzom»".

Istotnie, tak było. W trakcie przemówienia korzystałem jednak z tych notatek. Więcej szczegółów znajdą Państwo w mojej dokumentalnej książce "Życie wśród pisarzy, agentów i intryg" W każdym razie w swoim wystąpieniu uderzałem z całych sił w obu zakłamanych komunistycznych bonzów i broniłem prawa polskich młodych twórców do wolności i suwerennej wyobraźni, a więc broniłem w ten sposób także i Agnieszki Holland.

Dzisiaj już nie mógłbym jej bronić. Nowy film reżyserki „Zielona granica" przypomina mi najgorsze realizacje socrealistyczne.To sztampowy, tendencyjny i jednostronny produkcyjniak. Różni się tylko tym od dzieł typu „Podaj cegłę" że dysponuje znacznie lepszą techniką wyrażania emocji i rozwoju narracyjnych ścieżek. Zabrakło mi w tym utworze oddechu wielkiej i wolnej sztuki. A przede wszystkim zabrakło bogactwa duchowego, głębokiego zróżnicowania charakterów i dobrze uporządkowanej, atrakcyjnej i błyskotliwej kompozycji. To właściwie nie jest jeden film, tylko kilka oddzielnych obrazów luźno ze sobą po wiązanych. Już od samego początku, kiedy uchodźcy z Syrii i Afganistanu lecą samolotem w stronę Białorusi, każda niemal scena jest przewidywalna, a jest przewidywalna dlatego, że każda z nich jest sztampowa i propagandowa.

To nie film artystyczny, tylko publicystyczna rozprawka z góry narzuconą tezą i do bólu wyświechtaną akcją. Film poznawczo nie przesuwa ani o krok naszej wiedzy o zdarzeniach na polskiej, a zapewne nie tylko polskiej, granicy. Powtarza bowiem propagandowe slogany, banały i frazesy znane już wcześniej z agresywnych ataków jednej strony sceny politycznej przeciwko drugiej stronie sceny politycznej. Nie udawajmy, że to artystyczny film fabularny - to typowa agitka, powtórzmy to, publicystyczna, zrobiona tępym rzemiosłem, bez wyobraźni i subtelnych odcieni w budowaniu sytuacji, wydarzeń, miejsc, czasu i postaci. Nieustannie słyszymy krzyki i warczenie, zaś ciemny obraz rzeczywistości, murów, ulic, ludzi sprawia wrażenie, że znajdujemy się w jakimś pierwotnym, dzikim kraju. A setki wulgarnych, ordynarnych przekleństw pozwalają się domyślać, że rzuceni zostaliśmy do jakiegoś koczującego, nieokrzesanego ludu, który nie potrafi nic innego robić, tylko straszliwie lżyć, pić, wyzywać i bluzgać.

Reżyserka nie ukrywa, po której stronie narastającego konfliktu stoi. Padają brutalne, ciężkie i - powtórzmy to jeszcze raz - prymitywne oskarżenia przeciwko aktualnemu rządowi polskiemu, padają nawet nazwiska Kamińskiego, Ziobry i kogoś tam jeszcze, kiedy wyżywa się bezrefleksyjnie, ponuro i tępo na ekranie przeciwko aktualnej władzy Maciej Stuhr. Nie widać w jego roli choćby odrobiny inteligencji. Ukazany jest za to ziejący nienawiścią, w jakimś chorym, sadystycznym obłędzie barbarzyńsko wyglądający typ, który nie potrafi zapanować nad swoimi emocjami.

A jeżeli już chodzi o emocje, to Holland od początku do końca pokazuje swoich bohaterów w szarej, ponurej scenerii, kreśląc wizerunek kraju, w którym toczy się akcja, jako kraju brutalnego, brudnego, zwyrodniałego i bezdusznego, pozbawionego zasad i norm moralnych.To jakby rozpadająca się kraina, w której panują prawa dżungli, przemoc i okrucieństwo, a barbarzyńcy patrzą z uśmiechem, jak w błocie tonie dziecko. Nikt nie chce mu pomóc, bo to przecież dziki kraj. Straż Graniczna nic innego nie robi, tylko znęca się nad biednymi uchodźcami, karmiąc ich płynami z rozbitym szkłem i przerzucając ciężarne kobiety przez druty kolczaste. Żadnego cieniowania, różnicowania charakterów, żadnej delikatniejszej psychologicznej kreski. A przecież aż prosiło się, by w dwuipółgodzinnym filmie pojawiło się wiele barw, odcieni, świateł, indywidualnych rysów, znaków zapytania, wątpliwości, różnych charakterów i bogatych psychologicznie typów. Niestety, otrzymaliśmy smutny, polityczny gniot. Nie powinny się jednak były nim zajmować najwyższe władze, bo nie uchodzi, by prezydent i premier recenzowali filmy.

www.srokowski.art.pl

Opracował: Aron Kohn - Hajfa, Izrael

Ostatnio zmieniany w Wtorek, 05 Marzec 2024 09:04
 

24

Kwi

Stara Synagoga w Częstochowie PDF Drukuj Email
Wpisany przez Administrator   

Stara Synagoga w Częstochowie


Stara Synagoga w Częstochowie – pierwsza synagoga częstochowskiej gminy żydowskiej, obecnie nieistniejąca. Znajdowała się na rogu ulic Nadrzecznej 32 i Mirowskiej.

Historia

Zanim przystąpiono do budowy synagogi, sąd rabinacki postanowił zebrać na ten cel pieniądze od członków nowo powstałej częstochowskiej gminy żydowskiej. W 1765 roku przystąpiono do budowy synagogi. W 1872 z inicjatywy ówczesnego prezesa gminy Leibela Kohena dokonano rozbudowy oraz kapitalnego remontu synagogi. Koszt remontu wyniósł 25 tysięcy rubli.

Kolejny remont przeprowadzono w latach 1928-1929, według planów profesora Pereca Willenberga z inicjatywy rabina Nahuma Asza. Zaraz na początku II wojny światowej, we wrześniu 1939 roku, hitlerowcy zdewastowali synagogę. Została wysadzona w powietrze w 1943 roku zaraz po likwidacji częstochowskiego getta. Po zakończeniu wojny usunięto jej zgliszcza, poszerzając chodnik przy ulicy Mirowskiej.

W synagodze oprócz zwykłych, typowo religijnych nabożeństw, odbywały się również uroczyste nabożeństwa za ojczyznę oraz z okazji ważnych wydarzeń historycznych. W niej również podczas zaborów przechowywano sztandary z okresu napoleońskiego.

Źródło WIKIPEDIA

  

    

   


Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

Ostatnio zmieniany w Wtorek, 23 Kwiecień 2024 07:55
 

14

Kwi

Paszkwil i agitka w jednym, czyli Holland na posterunku PDF Drukuj Email
Wpisany przez Red. Janusz Baranowski   


Recenzja filmu „Zielona granica"

Holland przedstawia Polaków służących w Straży Granicznej jako wulgarnych, bezlitosnych, prymitywnych oprawców, którzy nie mają ani krzty współczucia dla kobiet i dzieci.

Marcin Hałaś
Zrobiłem to za Państwa: w poniedziałek obejrzałem film Agnieszki Holland „Zielona granica" Zrobiłem to z rosnącym w czasie seansu wzburzeniem i obrzydzeniem, niemniej dochowałem dziennikarskiej rzetelności: będę pisał o czymś, co widziałem i przeanalizowałem. Zrobiłem to także z zawodowej ciekawości: z wykształcenia nie jestem przecież dziennikarzem, ale... teatrologiem i filmoznawcą.

We wrześniu 2019 r. odbyła się premiera filmu Patryka Vegi „Polityka". Film ten miał dla Platformy Obywatelskiej - w nadziejach jej zwolenników - „wygrać wybory" parlamentarne. Nic takiego się nie stało. Po pierwsze, Vega dość niechlujnie skręcił szereg luźno związanych ze sobą skeczy, po drugie - pokazał, że polityka to syf, niezależnie od partii, jaka ją uprawia. „Zielona granica" pod względem filmowej roboty prezentuje wyższy poziom propagandy, ale tegorocznych wyborów dla tzw. Koalicji Obywatelskiej nie wygra. Co więcej - odnoszę wrażenie, że ten film wcale nie jest przeznaczony dla polskich widzów, a przynajmniej nie w pierwszym rzędzie dla nich. To film na europejskie ekrany. I tam znakomicie spełni swoje zadanie - zohydzi Polaków jako rzekome czarne owce Unii Europejskiej.

O ile pod względem filmowym jest to dziełko zrobione na przyzwoitym poziomie (Holland to w końcu profesjonalistka), o tyle scenariusz przyprawia o ból zębów. Pierwsze ujęcia - imigranci lecą samolotem Turkish Airlines do Mińska. Czyli mamy potwierdzenie tezy, że nie są to bynajmniej najbardziej poszkodowani wojną uchodźcy, którzy stracili wszystko, ale ludzie, których stać na zakup biletu lotniczego i komfortową podróż.

Jedną z głównych bohaterek imigranckich, która jest okrutnie potraktowana przez Straż Graniczną, jest wykształcona Leila, która ucieka z Afganistanu. Z filmu dowiadujemy się, że: 1. Jej brat współpracował w Afganistanie z Polakami (w domyśle - z Wojskiem Polskim) i dlatego teraz ona musi uciekać.
2. Brat Leili obecnie mieszka w Ameryce. Tymczasem: w 2021 r., po opanowaniu Kabulu przez talibów, Polska zorganizowała ewakuację prawie tysiąca Afgańczyków, którzy współpracowali w tym kraju z polskimi żołnierzami z naszej misji wojskowej. Leila mogła więc do Polski przylecieć legalnie, na koszt polskiego rządu. Poza tym brat Leili, mieszkając w Stanach Zjednoczonych, mógł zapewne załatwić siostrze legalne zaproszenie. Ale kto by się takimi drobiazgami przejmował? W końcu to film nawet nie fabularny, a propagandowy.

W1940 r., za Hitlera, Niemcy nakręcili film zatytułowany „Żyd Siiss" do dzisiaj uchodzący za symbol antysemickiej propagandy. W filmie„Zielona granica" funkcjonariusze Straży Granicznej są zbiorowym Żydem Sussem, a poziom propagandowego kłamstwa wydaje się zbliżony. Holland przedstawia Polaków służących w Straży Granicznej jako wulgarnych, bezlitosnych, prymitywnych oprawców, którzy nie mają ani krzty współczucia dla kobiet i dzieci.Paszkwil i agitka w jednym, czyli Holland na posterunku

Bo w filmie uchodźcy to rodziny z małymi dziećmi i dziadkami. Nie zobaczymy tłumów młodych, silnych mężczyzn, szturmujących granicę z siekierami i konarami drzew. Film znieważa Polaków, bo dla widza polski żołnierz wydaje się reprezentantem polskiego narodu i społeczeństwa. Jaki jest cel takiej działalności? Zohydzenie Polaków, bo Holland ich po prostu nie lubi, czy też uzasadnienie w krajach zachodniej Europy wszystkich obecnych i przyszłych sankcji nakładanych na Polskę?

Jest też grupka „dobrych Polaków" - aktywistów, oczywiście musi być wśród nich biseksualna para. Na koniec Holland zmienia ton i skręca kilka scen proimigranckiej agitki. Oto trzech młodych Murzynów - nielegalnych imigrantów - zostaje ze strefy granicznej wywiezionych przez aktywistów i ukrytych w domu bogatej rodziny. Tam wszyscy przy stole konwersują po francusku, a potem Afrykańczycy rapują z nastoletnimi dziećmi gospodarzy. Całość wygląda niczym obrazek z broszur Świadków Jehowy, a raczej - to lepsze porównanie - sowieckich propagandzistów. To też clip dla zachodniego widza.

Na zakończenie Holland daje sceny z polsko-ukraińskiej granicy z lutego 2022 r. Pokazuje, jak funkcjonariusze Straży Granicznej z ciepłem otaczają opieką uciekinierów z Ukrainy i informuje, że Polska przyjęła prawie 2 miliony uchodźców z Ukrainy. Czyżby reżyserka poczuła, że jednak przesadziła w pałkarskiej jednostronności? A może chciała zasugerować, że Polacy są wrodzy tylko wobec ludzi o innym kolorze skóry? Mądry widz (wątpię, czy taki trafi na film) powinien od razu wyczuć, że Polacy doskonale potrafią rozróżnić prawdziwych uciekinierów od nielegalnych imigrantów, którzy zamiast na przejście graniczne, gdzie mogą złożyć wniosek o międzynarodową ochronę, kierują się na - nomen omen - zieloną granicę.
Jeżeli mogę z czymś porównać „Zieloną granicę" Holland, to tylko z „Malowanym ptakiem" Lewinkopfa/Kosińskiego. W obu dziełach widać podobną zajadłość w nienawistnym szkalowaniu Polaków. Agnieszka Holland, korzystając z propagandowych kalek, zrealizowała paszkwil na współczesną Polskę i współczesnych Polaków. I teraz ten paszkwil będzie pokazywany na Zachodzie jako prawda.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych


Ostatnio zmieniany w Wtorek, 05 Marzec 2024 09:03
 

31

Mar

Stryczek na szyi Bermana PDF Drukuj Email
Wpisany przez Red. Janusz Baranowski   

Czy autor piszący, że Żydzi byli dyrektorami więzień, gdzie torturowano polskich więźniów, był antysemitą? Krew z krwi, kość z kości „krakówek", siostra „warszawki".

Jacek „Rekontra" Piasecki
Emigracja jako forma egzystencji rzecz ciekawa bez przyjaciół i bez krewnych pod namiotem żyć bez sankcji obowiązków każdy przyzna że na barkach ciąży nam ojczyzna mroczne dzieje atawizmy rozpacz znacznie lepiej w lustrach żyć bez trwóg i Portret Czesława Miłosza i kłopoty poety ze wspólnotą namalował Zbigniew Herbert. Jakże aktualny, gdy obrońcy Holland i jej antypolskiego bękarta mówią: nie widziałem, ale chodzi o wolność twórcy.

Wolność twórców
Tę wolność Polacy przerabiali na własnej skórze, gdy twórcy zaczęli jej zażywać we Lwowie w 1939 r. kolaborując ze Stalinem, który w 1944 r. wysłał do Polski Jakuba Bermana z ekipą żydokomuni- stów:
„przypomnijmy lata powojenne. Żydzi w SB zajmowali wysokie stanowiska niemal w każdym urzędzie czy przedsiębiorstwie, byli dyrektorami więzień, gdzie torturowano polskich więźniów nie tylko politycznych. Przecież jasne, że te fakty po¬zostały w pamięci społeczeństwa. Jak również to, że wielu Żydów nałożyło na rękawy czerwone opaski i łowiło oficerów oraz żołnierzy na Wschodzie. Widziałem te akcje na własne oczy w Równem i w Łucku" - Tadeusz Kwiatkowski „Ważne, nieważne Dziennik Tom I 11974- 1998" (ukazał się tydzień temu), autor polemizuje z Brandysem, gdyż, parafrazując, z komunisty ponownie wylazł Żyd.
Żydzi w każdym urzędzie? Używając statystyki, można stwierdzić - inwazja żydokomunistów. Berman i „odcinek" kultura i prasa?
Mirosław Szumiło w pracy „żydokomuna® w aparacie władzy «Polski Ludowej®" pisze o zaangażowaniu Żydów na froncie propagandowym - w radiu i prasie. „Polskie Radio" Wilhelm Billig - KPP i Komintern, działacze pochodzenia żydowskiego stali na czele większości redakcji tematycznych. Prasa? Czołowe pisma PZPR w 1948 r. Wśród 11 nazwisk ośmiu komunistów pochodzenia żydowskiego. Ogniwa systemu prasowego: PAP - Julia Minc, Wydawnictwo „Książka i Wiedza"- Roman Werfel, RSW Prasa - Leon Bielski (Klagsblad). Wszechwładnym zarządcą świata wydawniczego i literackiego był Jerzy Borejsza, brat Różańskiego, o którym Miłosz pisał: „Byłem w jego stajni, wszyscyśmy byli".

Żydokomuna
Czy autor piszący, że Żydzi byli dyrektorami więzień, gdzie tor-turowano polskich więźniów, był antysemitą? Krew z krwi, kość z kości „krakówek" siostra „warszawki" Skarbnica informacji o ży-ciu kulturalnym w PRL, rocznik 1920. A CV?
W dniu śmierci Zbigniewa Herberta zanotował w dzienniku: „Po artykule o kolegach, który wydrukował w prasie, uważam go za człowieka miałkiego, o niskich instynktach, zazdrosnego i wrednego. (...) Herbert należał do skrajnych nacjonalistów, miał do czynienia z Ligą Republikańską, sprzeciwiał się układom przy Okrągłym Stole. Bardzo nieciekawy człowiek".
W 1984 r. w „Gazecie Krakowskiej" wydrukowano wiersze Szymborskiej, Woroszylskiego, Brauna z ich tek apoteozy komunizmu: „Uważam to za świństwo. Niemal każdy twórca miał chwilę entuzja-zmu i nadziei na lepszą przyszłość po wojnie".
Czyli, poematy Woroszylskiego i Mandaliana o towarzyszach z UB, Szymborskiej o Stalinie i Partii, Słonimskiego hołd zło¬żony wierszem Bierutowi, ta ich chwila entuzjazmu trwała bite dziesięć lat, ich nadzieja na lep¬
szą przyszłość, gdy jednocześnie w kaźniach Bermana Romkow- ski, Fejgin i Różański torturowali i mordowali żołnierzy AK. Nadzieja, gdy Stalin z Bermanem instalowali Sowiety po wsze czasy - piszę szybko, nie będę szu¬kał licznych cytatów Miłosza, nie chcę cytować z pamięci.

Ze stryczkiem na szyi
Dzisiaj czwarta część o korzeniach „pedagogów wstydu" o naczelnym Bermanie, o żydokomunistach, i w ich tle żydokomunistach polskiego pochodzenia. Studiuję liczący 2 tys. stron stenogram „Proces Romana Romkowskiego, Józefa Różańskiego i Anatola Fejgina w 1957 roku" i dokonuję niezwykłych odkryć. Machcewiczom poumykały. 30 października 1957 r., 13 dzień procesu. Bermana pytają o jego osobistą sekretarkę.
Obr.: Pietruski. Jeśli chodzi o Duracz, kto żądał jej aresztowania. Św. Berman: Aparat beriowski i pod jego wpływem Stalin. Stalin w rozmowie z Bierutem zapytał, kto to jest Anna Duracz, i czy to prawda, że ona jest związana z Fieldem?
Obr.: Pietruski: Stalin sam uważał, że należy aresztować?
Św.: Berman: Poruszył sprawę Duraczjako agentki Fielda, która jest sekretarką Bermana. Wymowa tego faktu jest jasna.
Przew.: Czy to było przed aresztowaniem?
Św.: Berman: Naturalnie, że przed. Wymowa wyjątkowo jasna, widać, jak Stalin głęboko wnikał w wydarzenia w Polsce, jak mógł kreować wydarzenia (prowokacja kielecka), i jak posługiwał się Bermanem, który rządząc Polską, od 1949 r. chodził ze stryczkiem na szyi. I osiem lat przygotowywał się do procesu.

Operacja „antysemityzm"
Brak miejsca na testament Bermana, ujawnił zapis w rozmowie z Teresą Torańską. Krótko: Wyjątkowe plugawe plany żydokomunisty wobec Polaków. Wykrzyczał: „Naród musi wpoić się w nowy kształt. Musi "I Michnik, i Holland wypełniają testament, plan „stworzenia nowej świadomości Polaków" Holland szkalując polski mundur, którego nawet za komuny Moskwa się bała. W świat wysyłają wredny obraz Polski.
Berman zarządził "Operację antysemityzm" w 1956 r., uruchomił całą armię bermanków, pismaków i dziennikarzy, Kołakowskich, Broszkiewiczów i Koźniewskich, w tym ojca reżyserki. Cóż się wydarzyło?
23 kwietnia 1956 aresztowani zostali wiceminister UB Roman Romkowski oraz Anatol Fejgin, a Józef Różański siedział od 1954 r.
W paryskiej „Kulturze" Konstanty Jeleński, niańka „Żydów"z ulicy Puławskiej, w artykule „Od endeków do stalinistów" zatrąbił: „Od kwietnia 1956 ukazała się jednak w polskich dziennikach i tygodnikach cala seria niezmiernie alarmujących artykułów o przejawach antysemityzmu w Polsce. Cytuje się niewiele faktów, ale są one przerażające"
Witold Gombrowicz pisał, że kupę gazet z Kraju przesłał mu Giedroyć: „Nowa Kultura", "Życie Literackie", „Przegląd Kulturalny", „Po prostu"..., dlatego przejrzałem roczniki wymienionych tytułów.
W „Nowej Kulturze"do października nie ukazał się żaden artykuł o antysemityzmie w Polsce. W „Po prostu"- niby pamiętnik „Hanki Szwarcman" o nacjonalizmie w Polsce - ukazał się dopiero 20 maja, a 27 maja antysemitów ostrzelał rewizjonista (pupil „Kultury") Kołakowski - 7 czerwca, tydzień później, "Przegląd Kulturalny" Gottesmana drukuje pierwszy tekst o antysemityzmie, paszkwil Broszkiewicza „Okrutne dzieci i sprawy dorosłych" ściągę dla Stuhra do listy dialogowej nienakręconego filmu Holland: „Jest jedna na całą klasę dziewięciolatków i dziesięciolatków. Siedzi sama w swojej ławce - żadna z koleżanek i żaden z kolegów nie chcąz nią sąsiadować. Raz tylko doszło do jawnego okrucieństwa, krzyków, obrzucania grudkami ziemi i kamykami. Uciekła swym prześladowcom"
„I w ten sposób, w roku 1956, w jedenaście lat po zdobyciu Reichskanzlei, w jedenaście lat po rozbiciu bram kacetów - mamy w Polsce przypadek getta ławkowego (...) podług ustaw norymberskich jej koleżanki i koledzy mają głęboką rację, wołając na nią: «TyŻydówo!»"
Stalin osierocił żydokomunistów, których wysłał do Polski - ku ich szczęściu, procesy kremlowskich lekarzy - w 1953 r., ale w 1956 r. było wiadomo, że UB musi być rozliczone.
Kwiatkowski w 1979 r.:„Ludzie pamiętają bowiem, że po wojnie kierownictwo UB składające się z samych Żydów wykonywało niesprawiedliwe i kończące się zwykle zgonami wyroki na członkach Armii Krajowej i na innych «podejrzanych» osobach. Józef Różański, Józef Światło i wielu innych, którzy zmienili nazwiska na polskie, a nawet szlacheckie, niechlubnie zapisali się w najnowszej historii. Więc ta ostentacja (ale czy do końca to prawda?) Kazia mnie bardzo zdziwiła" Kazio to Kazimierz Brandys, jeden z najbardziej parszywych instalatorów Sowietów w Polsce. A16 kwietnia 1984 r. Kwiatkowski zapisał:
„W «Życiu Warszawy® nekrolog poświęcony Jakubowi Bermanowi. Oczywiście «ukochany Ojciec, Brat i Dziadek® podpisane przez rodzinę. Niewielki i skromny. Nie pojawił się o jego śmierci żaden oficjalny komunikat w żadnym z mediów. I pomyśleć, że ten człowiek rządził kiedyś naszym krajem i wydał mnóstwo wyroków na tysiące ludzi. Ze strachu trzęśli się nawet jego najbliżsi współpracownicy. Niby druga osoba w po Bierucie, ale ogólnie wiadomo, że ma lepsze niż on układy w Moskwie"

Niańki Bermana
Przerywam, nawet nie w połowie. 12 listopada 1957 r. w „Życiu Warszawy" ukazał się komunikat: „Wyrok w procesie b. wyższych funkcjonariuszy b. MBP. Roman Romkowski, wiceminister BP Romkowski -15 lat, Józef Różański, b. dyrektor Dep. Śledczego - 15 lat, Anatol Fejgin - b. dyr. X Departamentu - 12 lat"
Potrafisz sobie, Czytelniku, wyobrazić, że w paryskiej „Kulturze" u Giedroycia, nie znalazłem najmniejszej wzmianki o wyroku, o procesie, i o zbrodniach Bermana? A przecież paryskie niańki miały w Polsce zastęp informatorów. Za tydzień.

Opracował: Janusz Baranowski – Tatar Polski, twórca Solidarności, potomek Powstańców Styczniowych, Legionistów, Generałów, Harcerzy, Szarych Szeregów, Żołnierzy Wyklętych

Ostatnio zmieniany w Wtorek, 05 Marzec 2024 09:03
 

17

Mar

Przeklęta żydokomuna PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Gdyby nie Rosja, komuna Michnika nie przetrwałaby jednego dnia. W biuletynach „S", na jedynce rysunek niedźwiedzia o rysach Leonida Breżniewa: „jak się zbudzi, to nas zje", i na stronie ostatniej, wersja dla dysydentów z alej Przyjaciół i Róż:„jak się zbudzi to... nam pomoże!"
Jacek „Rekontra" Piasecki
„W epoce «odwilży» i przełomu październikowego rewizjoniści odrzucili stalinowski komunizm w imię racjonalizmu i humanizmu. Dostrzegli w komunizmie zaprzeczenie rozumu. Rewizjoniści atakowali komunizm jako irracjonalną wiarę». Jerzy Andrzejewski sięgał do analogii z inkwizycją; Leszek Kołakowski tropił teologiczne dziedzictwo marksizmu; Adam Ważyk demaskował mistykę komunistycznej wiary" - Adam Michnik Adam Michniko przełomie 56/57 we „Wściekłość i wstyd" 1994.
„Wie pan, ja się często zastanawiałem, co by było, co zresztą jest rozumowaniem dość nierozsądnym, ale co by było, gdyby pozostała przy życiu ta garstka naprawdę wybitnych komunistów, którzy zostali po prostu zlikwidowani w latach 1936-1937-1938 w Moskwie" - rewizjonista Jerzy Andrzejewski , jeszcze w 1981 r. rozważał, co byłoby, gdyby Stalin nie „zlikwidował wszystkich swoich wybitnych towarzyszy, wszystkich Zinowiewów, Kamieniewów, już nie mówiąc o Trockim, Bucharinów",to byli intelektualiści, którzy dyskusjami rozpieprzyliby stalinizm.
Robole i żydokomuna
W organie prawdziwych demokratów z Czerskiej natrafiłem w sobotę na tytuł:„W «Solidarności» nie brakowało «roboli», którzy wroga widzieli w (żydokomunie®". Bzdura. Wrogiem była Rosja.
Gdyby nie Rosja, komuna Michnika nie przetrwałaby jednego dnia. W biuletynach,^" na jedynce rysunek niedźwiedzia o rysach Leonida Breżniewa : „jak się zbudzi, to nas zje" i na stronie ostatniej, wersja dla dysydentów z alej Przyjaciół i Róż: „jak się zbudzi to... nam pomoże!".
O „żydokomunie" można było usłyszeć na zjeździe, gdy powtarzała manewr z 1956 r., wpychając się do pierwszego szeregu
demokratów„z ludzką twarzą socjalizmu"
Natrafiłem na żydokomunę na jedynce w tytule, kliknąłem, ale tytuł artykułu Jarosława Bratkiewicza brzmiał: „To nie knowania Kaczyńskiego podzieliły Polaków, tylko ich postawy w obliczu modernizacji".
Modernizatorów ominąłbym szerokim lukiem.Tytuł pierwotny z„robolami" i „żydokomuną" zniknął całkowicie, ale zachowałem go „ku pamięci". GieWu zatrudnia mistrzów żonglerki tytułami, znikają i przerobione się pojawiają, i znikają. Orwellizm czysty.
Lead artykułu: „W PRL ludności interioru nie doskwierał brak wolności, tylko podejrzenie, że władza dzieli niesprawiedliwie, bo za wszystkim stoi jakaś przez Boga wyklęta żydokomuna" i poniżej -„Adam Michnik poleca".
Czytam, że głupawy wers z piosenki „Bo wszyscy Polacy to jedna rodzina..." w duchu patriotyzmu pisowskiego jest mottem „do rozgoryczenia, które rodzi kondycja polskości w obliczu wyzwań modernizacji i ponowoczesności".
Michnik poleca, autor przekonuje, że w„Solidarności"nie brakowało„roboli"o mentalności „wschodniej" którzy wroga widzieli głównie w „żydokomunie"(w jej różnych, fantazyjnie wyobrażanych upostaciowieniach), i że owa „patriotycznie" a więc antyinteligencko i antysemicko nastawiona część robotników antycypowała dzisiejszy PiS.
Nazwiska „postaci" nie padają. Czytam, że rewolucja solidarnościowa podjęta przez lud pracujący miast i wsi" podążała po omacku ku demokracji zachodniej, na szczęście chorążymi tej rewolucji była „merytokracja solidarnościowa: co światlejsi przywódcy i eksperci".
A po 1989 r. dzięki unijnej polityce spójności Polska po raz pierwszy od ponad 300 lat poszybowała gospodarczo ku wyżynom,,,zadając kłam «od-wiecznej» polskiej siermiężności i łachmaniarstwu w ekonomice".

Rzygowiny rewizjonistów Zostawiam autora z jego pogardą do społeczeństwa, gdyż mam szefa red. Michnika, niegdysiejszego pryncypała wszystkich pryncypałów, autora „Wyznań nawróconego dysydenta"z„Któż ma czelność zwać mnie odszczepieńcem" (dowód łatwy), autora „Wściekłości i wstyd u" z tekstami, a jakże „Szkice z polskiego piekła" oraz cytowanym artykułem „Wściekłość i wstyd": rewizjoniści zwyciężyli, gdyż umieli wyzwolić się duchowo z gorsetu doktryny komunizmu, który utracił swą kusicielską moc.
Lista Michnika: m.in. Kołakowski, Brus, Geremek, Baczko, Woroszylski, Brandys, Kott, Ważyk, Bauman, Bocheński - koalicja nazwisk o pierwszorzędnym znaczeniu w polskiej kulturze, to oni zwyciężyli jako prekursorzy.
Ludwik Flaszen  w 1955 r. opisał uwalnianie się rewizjonistów z gorsetu dogmatów, gdy zaczęli tonąć we własnych rzygowinach. Stwierdzili, już po śmierci Stalina, że Historia to nie posag z granitu, tylko ciekła maź zmieniająca formę, ta najnowsza - gdy strach sięgał komuchom gardeł - poraziła zmysły rewizjonistów światłem i tumultem. „Zrobiło im się mdło. I dalejże czynić jawnie to, co dotąd ośmielili się czynić zaledwie
w ukryciu: dalejże womitować wszystkim": przemilczanym, niedopowiedzianym, skłamanym, pozornym, nonsensownym,„dalejże womitować wszystkim z leżatym, starym, połkniętym na chybcika, historią i koniecznością, względnością wszechrzeczy..
Czas Wielkich Torsji, womitujmy przeto, bowiem jest samym zdrowiem. Niechaj wrą w brzuchach oczyszczające fermenty, . womitujmy ustami i gałkami ocznymi, dużym palcem lewej nogi... najmniejszy nawet organ ciała niechaj womituje własnym przemysłem.
Sztuka womitowania łatwo dostępna: „Życie Literackie" z 30 października 1955 r.
Redaktorze Michnik!
Polecasz tekst, w którym czytam, że„ludności interioru nie doskwierał brak wolności" tylko podejrzenie, że za wszystkim stoi jakaś przez Boga wyklęta
żydokomuna. Czyżby jakiś twój przemalowany pastą do butów na tubylca cyngiel podsłuchał, że„ludność"mówi o„wyklętej żydokomunie"?
Jeżeli już, to „żydokomunie przeklętej" ludności wstrętnej. Skąd wytrzasnęliście ludność interioru"? Wpiszcie sobie do wyszukiwarki, Bralczyka trzeba. I nie opluskwiajcie zwrotu słowem „wyklęta". Żołnierze wyklęci antykomunistycznego podziemia - dzisiaj brzmi szlachetnie.
Wyklęta to taka, której społeczeństwo się wyrzeka.„Ludność interioru" wyrzekała się żydokomuny, która była jej całkowicie obcą, której jądrem byli: Jakub Berman, Hilary Minc, Julia Brystiger, Roman Zambrowski, Roman Werfel, Jerzy Borejsza, Romkowski, Różański, Fej-, wszyscy nasłani z Moskwy, a także -zaglądam do „Wspomnień i zapisków" Hugo Stelnhausa: „kierownictwo Rosji Sowieckiej po 1944 roku celowo wysyłało do Polski rzesze Żydów - litwaków, całkowicie skomunizowanych i obcych jakimkolwiek polskim tradycjom". Kowalski z interioru, który w Wolnej Europie wysłuchał audycji Józefa Światło, miałby ich wyklinać czy przeklinać?
Strach Bermana 13 grudnia 1954 r. Steinhaus za notował w„Zapiskach i wspomnieniach" że wysoki urzędnik UB Józef Światło  od kilku miesięcy w radio„denuncjuje wszystkich".
27 marca 1955 r. notuje, że kilka tysięcy baloników, każdy niosący po kilka egzemplarzy książki, puszczono z Bawarii. Wiele zrzuciło ładunek w Polsce, a walka z nimi jest niemożliwa, bo jest ich za dużo.
12 lutego 1956 r.: „Jednym z najbardziej obciążonych przez Światłę był dostojnik UB Różański (brat Borejszy). Za nadużycia władzy, torturowanie oskarżonych
i inne bezprawia dano mu pięć lat więzienia (niemal równocześnie skazano na osiem lat chłopa za nielegalny ubój bydła)" W ciągu jednego miesiąca więzienia opuściło ponad 70 tys. osób.
W maju mecenas żydokomuny Kołakowski układa tekst przestrogi: kiedykolwiek cień antysemityzmu, choćby najbardziej nikły, przemyka się pod bramami naszych domów - Uwaga! - kanalia stoi za rogiem, kontrrewolucja obnaża kły.
31 grudnia 1956 r. nowe śledztwo przeciw Różańskiemu, połączono ze śledztwem przeciwko Fejginowi i Romkowskiemu z MBR
Kołakowski rewizjonizm może sobie włożyć do kieszonki bon-żurki.
Stenogram i przypisy:„Proces Romana Romkowskiego, Józefa Różańskiego i Anatola Fejgina w 1957 roku". Kto chce zrozumieć mechanizmy żydokomuny, pozycja obowiązkowa.
Proces 30 września 1957 r., 13. dzień procesu, zeznaje świadek Berman.
Zajawka:
Obr. Brojdes: Czy pan kiedykolwiek wzywał do siebie Różańskiego?
Świadek Berman: Nie przypominam sobie.
Czy pan sobie przypomina bytność Romkowskiego czy Różańskiego....
Nie przypominam sobie. Romkowski: Bermana znam sporo lat, bardzo żałuję, że dzisiaj dużo rzeczy nie pamięta, w których decydował, dawał wskazówki. Siedzę na ławie oskarżonych, a świadek jest świadkiem: od 1944 r. jest tym, który z ramienia kierownictwa partyjnego faktycznie nadzorował pracę
aparatu bezpieczeństwa, nie mieliśmy nigdy żadnych tajemnic, z całym uporem żądał dokładności przebiegu pracy aparatu bezpieczeństwa, nie było ani jednego aresztu ... naj częściej - myśmy codzienny kontakt mieli - z tow. Bermanem".
Na sali sadowej nagle zgasło światło.
Przewodniczący: Zarządzam przerwę w związku z uszkodzeniem instalacji elektrycznej.
Romkowski miał ciężką noc. Po zostały jej ślady?


Aron Kohn - Hajfa, Izrael

Ostatnio zmieniany w Wtorek, 05 Marzec 2024 09:03
 

03

Mar

Kto się boi rodziny Ulmów PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Historia rodziny Ulmów, od kiedy tylko zrobiło się o niej głośno, była cierniem w oku tutejszych samozwańczych „społecznych pedagogów" - specjalistów od bicia się w cudze piersi. Skoro więc beatyfikacja stała się faktem i okazało się, że przemilczeć jej nie sposób, chwycono się innych metod - relatywizowania, rozmywania, a nawet próby „wrogiego przejęcia". Piotr Lewandowski

I. Furia „salonów" Ogłoszona 10 września beatyfikacja rodziny Ulmów ze względu na zbieżność czasową stanowi znakomity kontrapunkt dla na grodzonego na festiwalu w Wenecji paszkwilu Agnieszki Holland „Zielona granica". Z jednej strony mamy heroizm okupiony najwyższą ceną - życia Józefa i Wiktorii Ulmów oraz ich siedmiorga dzieci (w tym najmłodszego, które zaczęło się rodzić w trakcie egzekucji, przyjmując tzw. chrzest krwi) rozstrzelanych za ukrywanie ośmiorga Żydów. Z drugiej - opluwanie polskiego państwa i jego funkcjonariuszy chroniących wschodnią granicę przed hybrydową inwazją z wykorzystaniem nielegalnych migrantów oraz gloryfikację „aktywistów" wspomagających proceder przerzutu „żywego towaru" czyli de facto kolaborantów Putina i Łukaszenki tudzież wspólników przemytniczych grup przestępczych. Symptomatyczne są również reakcje ze strony lewicowo-liberalnych „salonów" na oba wydarzenia. O ile film Agnieszki Holland został entuzjastycznie obcmokany, o tyle beatyfikacja rodziny Ulmów spotkała się z ledwie skrywaną furią. Na pierwszy ogień poszła narracja, iż beatyfikacja Ulmów na miesiąc przed wyborami stanowi „polityczny prezent dla PiS". W tym duchu na łamach agorowego radia TOK FM wypowiedział się politolog prof. Piotr Forecki z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza , który na pytanie, czy „kult Ulmów jest kontrą do polskiego antysemityzmu" odpowiedział iż „kult Sprawiedliwych został w Polsce wzmożony i zintensyfikowany po debacie jedwabieńskiej, kiedy Prawo i Sprawiedliwość wpisało politykę historyczną w swoją polityczną agendę" w innym miejscu dodając: „Nie wierzę w takie przypadki, że akurat w epicentrum kampanii wyborczej dochodzi do benefisu polityki historycznej Prawa i Sprawiedliwości. To jest ukoronowanie tejże polityki, dlatego przypuszczam, że było to doskonale wcześniej przemyślane i zaplanowane".Wynikałoby z tego, że Jarosław Kaczyński w swej omnipotencji trzęsie nie tylko Polską, lecz również Watykanem, który pod jego dyktando ustala kogo i w jakim terminie wy¬niesie na ołtarze.

Lecz spod tych politycznych fantasmagorii przebija coś jeszcze: niewypowiedziane wprost przeświadczenie, iż „totalna opozycja" wraz z jej najbardziej zagorzałymi zwolennikami „nie ma papierów" na to, by się z Ulmami identyfikować, że nie są to ich bohaterowie, a beatyfikacja tylko niepotrzebnie wbije w dumę elektorat patriotyczny.A miało być przecież inaczej: Polacy w zamierzeniu tutejszych „elit" po wsze czasy mieli być młotkowani „pedagogiką wstydu" zaś pałka „antysemityzmu" była w robocie praktycznie non stop od 1989 r. Wszystko po to, by utrzymywać Polaków w permanentnym kompleksie niższości i poczuciu winy - bo taki „materiał ludzki "prościej przerobić na wykorzenioną, bezwolną, ,,łatwą w hodowli" masę. Stąd bezustanne przypisywanie „ciemnemu, katolickiemu motłochowi" najgorszych cech i historycznych przewin, na czele ze współodpowiedzialnością za Holokaust. Temu służyć miała swoista „antypolityka historyczna", której symbolem stała się jedwabieńska hucpa i zapoczątkowana przez nią tzw. nowa szkoła historii Holokaustu, wraz z takimi nazwiskami jak: Jan Tomasz Gross , Barbara Engelking czy Jan Grabowski- Toteż nie dziwi troska „duszpasterza ateistów" czyli ks. Adama Bonieckiego , który na łamach „Tygodnika Powszechnego" dał wyraz zmartwieniu, iż „Beatyfikacja rodziny z Markowej była związana z wymazaniem tła, historycznego kontekstu. Jakbyśmy zapomnieli o koszmarze antysemityzmu".

II.    Piekło zawyło Historia rodziny Ulmów, od kiedy tylko zrobiło się o niej głośno, była cierniem w oku tutejszych samozwańczych „społecznych pedagogów" - specjalistów od bicia się w cudze piersi. Skoro więc beatyfikacja stała się faktem i okazało się, że przemilczeć jej nie sposób, chwycono się innych metod - relatywizowania, rozmywania, a nawet próby „wrogiego przejęcia". Przypomniano więc, iż Ulmowie zginęli wskutek donosu „granatowego policjanta "Włodzimierza Lesia - nie wspominając jednak, iż został on wkrótce zlikwidowany przez AK za szmalcownictwo. To zresztą typowy zabieg: postawić na wi¬doku jakąś zdegenerowaną jednostkę, wmawiając, iż jest ona reprezentatywna dla całej społeczności. Wedle tej narracji to Ulmowie mieli być szlachetnym wyjątkiem, a polskie, „antysemickie" otoczenie - normą. Tym tropem idzie wspomniany wyżej prof.Piotr Forecki, utrzymując, iż Ulmowie wyróżniali się na tle pozostałych mieszkańców Markowej, jako bardziej „oświeceni" lokalni aktywiści. Panu profesorowi „zapomniało się" że w Markowej Żydów przechowywało również kilka innych rodzin, zaś Żydzi mieszkający u Ulmów pomagali im w biały dzień w gospodarstwie, wiedziała o nich cała wieś - i do czasu donosu Lesia nikt ich nie wydał. Trochę słabo się to „klei" z rzekomo „powszechnym" polskim szmalcownictwem.

Szczyty zakłamania po raz kolejny pobiła Agnieszka Holland, ogłaszając, iż „za 20 lat aktywiści z granicy zostaną Sprawiedliwymi" co podchwyciła w „Wyborczej" Magdalena Środa , wprost zrównując „aktywistów" z Ulmami. Po co te jawnie kłamliwe nonsensy są publikowane? Na potrzeby wspomnianego wyżej „wrogiego przejęcia" metodą iście Orwellowskiego odwrócenia znaczenia pojęć. Zgodnie z tą optyką „państwo PiS" jest „ludobójczym reżimem" na miarę III Rzeszy, zaś stada agresywnych byczków zwiezionych przez Łukaszenkę na potrzeby operacji „Śluza" - zagrożonymi eksterminacją ofiarami. Do kompletu brakuje tylko Janiny Ochojskiej bredzącej o masowych grobach w Puszczy Białowieskiej - chociaż godnie zastąpił ją pisarz i kandydat Lewicy do Sejmu Jacek Dehnel, przyrównując symboliczną pustą aureolę umieszczoną na łonie wizerunku Wiktorii Ulmy do pigułki „dzień po". Piekło zawyło.

Beatyfikacja rodziny Ulmów nie w smak jest również Niemcom - w tamtejszych mediach została ona niemal przemilczana (w przeciwieństwie do filmu Agnieszki Holland), zaś jeden z nielicznych artykułów na ten temat ukazał się na łamach „Die Tageszeitung". Warszawska korespondentka pisma, Gabriele Lesser , powiela w nim przekaz ©„wyborczym" charakterze beatyfikacji, dając przy tym wyraz żenującej ignorancji - utrzymuje bowiem, iż to „polscy duchowni katoliccy wybrali 10 września jako datę beatyfikacji Ulmów", co ma podsycać „nieprzyjemne podejrzenia". Przypomnę więc dla porządku - o beatyfikacji i jej dacie decyduje Watykan. Lecz dla Lesser istotniejsze jest co in-nego: mianowicie to, iż Markowa za sprawą wspólnych zabiegów PiS i polskiego Kościoła katolickiego stanowić ma przeciwwagę dla Jedwabnego, albowiem: „Gorzka świadomość, że Polacy w przeszłości byli również sprawcami, nie zawsze zachowywali się szlachetnie i część kolaborowała z wrogami, obudziła w wielu potrzebę nowego mitu, który przywróciłby dawną tożsamość bohaterów i ofiar". Poza tym PiS na potrzeby swojej polityki historycznej „stworzył dziesiątki muzeów i instytutów, napisał nowe podręczniki do historii, a nawet uchwalił «ustawę o Holokauście®, która zabraniała pisania o polskich nazistowskich kolaborantach, a tym samym szkodzenia «dobremu imieniu Polski», z karą pozbawienia wolności do trzech lat"

Krótko mówiąc, z każdego słowa tej „korespondencji" przebija teutońska hipokryzja, bezczelność i buta, okraszona nieznośnym, mentorskim tonem, jaki nader chętnie przyjmują wobec nas Niemcy. Ale cóż się dziwić - raz, że nasze serwilistyczne „elity" latami ich do tego przyzwyczajały, dwa - beatyfikacja Ulmów psuje im politykę historyczną polegającą na przerzuceniu na Polaków odpowiedzialności za niemieckie zbrodnie.

III.    „Element animalny"
W głośnym wywiadzie sprzed lat Jarosław Kaczyński użył sformułowania „element animalny" na określenie najbardziej zdemoralizowanej acz marginalnej części polskiego społeczeństwa pod niemiecką okupacją - co z jakichś względów „totalna opozycja" wraz ze swymi zwolennikami wzięła mocno do siebie. Opisane reakcje świadczą, iż ten „element animalny" bynajmniej nie zniknął. I że to właśnie ów „element" boi się skutków beatyfikacji rodziny Ulmów najbardziej.


Aron Kohn, Hajfa, Izrael

Ostatnio zmieniany w Wtorek, 05 Marzec 2024 08:52
 

18

Lut

Trzecia Świątynia. Utopia czy zagrożenie dla chrześcijan? PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Z ks. Waldemarem Chrostowskim, profesorem nauk teologicznych, biblistą rozmawia Paweł Chmielewski, DoRzeczy, nr 29, 17-23.07.2023

PAWEŁ CHMIELEWSKI: Część żydowskich środowisk w Izraelu myśli o odbudowie Świątyni Jerozolimskiej. Świątynie były jednak dwie. Jak - w największym skrócie - można przedstawić ich historię?

KS. WALDEMAR CHROSTOWSKI: Dzieje starożytnego Izraela są dzielone na dwa zasadnicze etapy: okres Pierwszej Świątyni (Ha-Bait ha-Riśon] i okres Drugiej Świątyni (Ha-Bait ha-Śeni). Pierwsza Świątynia, zbudowana w połowie X w. przed Chrystusem w Jerozolimie przez króla Salomona, w 586 r. przed Chrystusem została zburzona przez Babilończyków, po czym nastał czas wygnania babilońskiego. Kiedy Persowie pokonali Babilończyków, pozwolili w 539 r. na powrót żydowskich wygnańców do ojczyzny. Po kilkunastu latach marazmu przystąpiono do budowy Drugiej Świątyni, konsekrowanej w 515 r. przed Chrystusem, która w ostatnich dekadach ery przedchrześcijańskiej została rozbudowana i upiększona przez Heroda. Przetrwała do 70 r. i podczas oblężenia Jerozolimy została zburzona przez Rzymian.

Ostatnio zmieniany w Poniedziałek, 04 Grudzień 2023 09:24
Więcej…
 

04

Lut

Szczęściarze PDF Drukuj Email
Wpisany przez Cwi Mikulicki - Hajfa, Izrael   

ELA SIDI, Angora, nr 33, 13.08.2023

W 2012 roku nowy właściciel gazety „Maariv” zwolnił setki pracowników, w tym mnie. Szukając pracy, raz w tygodniu musiałam odnotowywać obecność w urzędzie dla bezrobotnych.

Dojazd zabierał mi 50 minut w jedną stronę. Pewnego dnia automat nie wydał mi potwierdzenia obecności, choć inne osoby nie miały z tym problemu. Urzędnik wyjaśnił mi, że ponieważ jestem chrześcijanką i jest właśnie moje święto (Boże Ciało), nie powinnam dzisiaj „pracować”. - Wróć jutro - stwierdził beztrosko. -Ależ ja tu jechałam w korkach przez godzinę! Nie dałoby się czegoś zrobić? - spytałam, nie licząc wcale na pozytywną odpowiedź. - Czy mogłabyś zostać żydówką? A widząc moją minę, urzędnik dodał: - Tylko na pięć minut, aby automat cię odblokował. Zaznaczysz obecność, a potem zmienię ci status.

Mogłabym przytoczyć wiele podobnych historii ilustrujących elastyczność myślenia Izraelczyków, którzy zakazy nie zawsze traktują bezwzględnie i zwykle starają się znaleźć najwygodniejsze rozwiązania. Kreatywne myślenie, nietrzymanie się sztywno przepisów i schematów to cechy charakteru Izraelczyków, którzy należą do jednych z najszczęśliwszych nacji na święcie. W tym roku w raporcie ONZ oceniającym poziom szczęścia na świecie Izrael awansował na czwarte miejsce z dziewiątego. Badania brały pod uwagę: poziom PKB, wsparcie społeczne, zdrowie, wolność, hojność i brak korupcji. W sondażu wzięło udział ponad 100 tysięcy osób z ponad 100 krajów. Respondenci ocenili swoje życie w skali od 0 do 10. Indeks szczęścia w Izraelu wyniósł 7,47.

Dlaczego Izraelczycy uważają się za szczęściarzy?

Ostatnio zmieniany w Poniedziałek, 04 Grudzień 2023 09:24
Więcej…
 

21

Sty

Engelking na miarę potrzeb PDF Drukuj Email
Wpisany przez Aron Kohn - Hajfa, Izrael   

Rafał A. Ziemkiewicz, DoRzeczy, nr 22, 29.05-4.06.2023

Kreowanie Barbary Engelking przez lewicowo-liberalne media na ofiarę rzekomych represji i symbol „prześladowania nauki” przez „pisowski reżim” jest pod wieloma względami groteskowe

Ostatnio zmieniany w Poniedziałek, 04 Grudzień 2023 09:23
Więcej…
 
<< Początek < Poprzednia 1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 Następna > Ostatnie >>

JPAGE_CURRENT_OF_TOTAL